W tym roku jesień, ta deszczowa, z mgłami i chłodem, nadeszła już we wrześniu. Zaskoczyła mnie, bo jak tak można? Z pięknego, słonecznego sierpnia, hop w zimne, wilgotne dni! Trudno uwierzyć, że zamiast łapania babiego lata, wygrzewania się w ostatnich ciepłych promieniach słonka i zachwycania się jesiennymi, barwnymi liśćmi w parku, muszę chować się pod parasolem lub wyglądam na świat przez krople spływające po szybie…

Dla mnie, istoty ciepłolubnej, zakochanej w słońcu, taki czas to prawdziwe wyzwanie. Kiedy słońca jest „jak na lekarstwo”, odczuwam zwiększoną senność, apatię, gorsze niż zwykle samopoczucie oraz zły nastrój. Nie zdziwi więc chyba nikogo, fakt, że od kilku lat mam swój mały „program ratunkowy”, który pozwala mi przetrwać te dni pełne chłodu, wilgoci, humorów i tęsknoty za słońcem.

Kiedy tylko na horyzoncie pojawiają się ciężkie, szare chmury, spada temperatura, a w około robi się smutno i nostalgicznie, niestety trzeba to zaakceptować. Innego wyjścia nie ma. Przecież mamy jesień, to fakt niezaprzeczalny i udawanie, że jest inaczej, kurczowe trzymanie się lata, to walka z wiatrakami. Sztuką jest, jak co roku, zresztą o tej porze, zgrabnie wpasować się w tę ponurą aurę. Trzeba stworzyć sobie swoją przytulną strefę, do której będziemy z przyjemnością wracać. Musimy otoczyć się energetycznymi kolorami, miłymi zapachami, smakami i innymi „umilaczami”, tak, aby jak najlepiej wykorzystać dary, jakie niewątpliwie niesie ze sobą jesień, nawet ta jej mniej lubiana przez nas część.

Pora na wełnę

W taki czas, instynktownie szukam ciepłych, puszystych ubrań i okryć, które otulą mnie swoją miękkością i dadzą poczucie komfortu i bezpieczeństwa.

Jednym z takich „otulaczy” jest ręcznie robiona na drutach, duża, kolorowa wełniana chusta. Wykonana w 100% z wełny, niesamowicie lekka, a dla mnie – niezbędna, zwłaszcza w mgliste, wilgotne poranki, gdy trzeba wyruszyć w drogę do pracy. Świetnie sprawdza się ona również w domowym zaciszu, kiedy zawinięta w nią spędzam długie, jesienne wieczory w towarzystwie dobrej książki lub filmu oraz zapachowej świecy emanującej swoim delikatnym światłem i relaksującym zapachem.

Wełniana chusta to tylko jeden z kilku moich „must have” na pierwsze jesienne chłody. Oprócz niej nie zapominam o pozostałych „otulaczach”, czyli cieplutkiej opasce na głowę i mitenkach. Bardzo je lubię za to, że chronią mnie przed zimnem oraz za to, że mogę urozmaicać nimi mój jesienny ubiór.

Swoją drogą, jeśli pogoda nie zmieni się, to szybko trzeba będzie wyciągnąć z szafy grubszą kurtkę i sięgnąć po wełniane czapki, których jako typowy zmarźluch, nazbierałam już małą kolekcję. Uwielbiam je za ich świetną termoregulację – zapewniają mi ciepło, a moja głowa nie poci się w nich. Co ważne, wełniana czapka nie niszczy pieczołowicie ułożonej fryzury i po zdjęciu czapki z głowy, nie wyglądam jak zmokła kurka z włosami przyklejonym do czaszki. 🙂

Za to właśnie cenię te czapy i dlatego na półce z moimi okryciami na głowę znajdują się ich wersje w wielu kolorach tęczy, z pomponem lub bez, cienkie i grube, gładkie i z pięknymi, plecionymi na drutach wzorami. Jednym słowem – kolorowy zawrót głowy, jak mówi moja przyjaciółka. Dla mnie zaś najważniejsze jest to, że czapka z wełny doskonale chroni przed zimnem a do tego jest miła w dotyku i nie drapie.

Obok mięciutkich, wełnianych opasek, mitenek czy czapek, niezbędnych w ponure, zimne dni, humor poprawia mi też biżuteria, którą dobieram specjalnie do jesiennej aury. O tej porze roku dobrze prezentują się wpięte w klapę marynarki przypinki z zestawu Rudy i Złoty Liść.  Przyciągają wzrok i sprawdzają się idealnie, zarówno w biurowych stylizacjach, jak i podczas weekendowych spotkań z przyjaciółmi.

Dobrym pomysłem wydaje mi się też założenie eleganckiej, dyskretnej Bransoletki Spokoju lub Bransoletki Szczęścia, ze względu na użyte w nich kamienie: rodonit, jaspis, agat i inne, które sprzyjają zachowaniu równowagi emocjonalnej i przywracają spokój ducha, mogą okazać się bardzo pomocne podczas deszczowej, smutnej pory.

Nie tyko dobroczynna moc kamieni wzmacnia moją wewnętrzną energię. W szare, ponure dni potrzebuję też… kolorów, dlatego każdej jesieni w moim domu pojawiają się mocne akcenty w barwach jesiennych. W tym roku w moich wnętrzach będą królować odcienie wrzosu, kasztanów,  starego złota czy butelkowej zieleni.

Mój poranek w kuchni rozpoczynam zwykle od filiżanki mocnej, aromatycznej kawy, którą wypijam nie spiesząc się i delektując się jej smakiem. Tę chwilę dla mnie wzbogaca unoszący się w powietrzu, przepiękny korzenno-kawowy zapach świecy sojowej o trafnej nazwie – Poranek z kawą, którą staram się zapalać rano przynajmniej na chwilę. Ten pachnący duet, kawa + zapachowa sojowa świeca, poprawia mi nastrój i daje zastrzyk energii na cały, chłodny (zwykle), jesienny dzień.

W mojej kuchni, oprócz kawy, jesienią króluje oczywiście Pani Dynia i paprykowo – śliwkowe towarzystwo. Oprócz nich pojawiają się też wykonane ręcznie ceramiczne miseczki.

Wyciągam je wtedy na światło dzienne z czeluści szafek i używam ich z wielką przyjemnością. Są bardzo praktyczne. Lubię podawać w nich smakowitą, parującą jeszcze, zupę dyniową. Stawiam je na stole na makramowych podkładkach podobnych do jesiennych słoneczek. Lądują zwykle obok pięknych deserowych talerzyków z pachnącym ciastem ze śliwkami.

Wykonane ręcznie ceramiczne miski i talerze są również wyjątkową dekoracją, która wprowadza przytulny, rustykalny klimat do mojej kuchni. Dodatkowo duże misy ceramiczne służą mi do układania w nich wielobarwnych kompozycji z jesiennych warzyw i owoców, które stawiam na stole kuchennym. Przyjemne zapachy i energetyzujące kolory sprzyjają dobremu samopoczuciu i sprawiają, że nabieram chęci do działania.

Wraz z nadejściem pierwszych chłodnych dni, wokół mnie pojawiają się puchate poduszki, wzorzyste koce i ciepłe swetry. Stare złoto, butelkowa zieleń, cappuccino to kolory, które zaproszę tej jesieni do mojego domu, żeby był bardziej przytulny. Dla mnie to barwy miłe i rozgrzewające, a zarazem eleganckie. Są tak piękne i energetyczne, że zostaną ze mną na dłużej, aż do zimy. W tym roku wpadłam na pomysł „ocieplenia” i ozdobienia ścian.

W salonie swoje miejsce znajdzie przepiękna ręcznie zaplatana makrama w kolorze starego złota ozdobiona drewnianymi koralikami. Przypomina mi ciepłe, słoneczne dni pełne relaksu i wypoczynku.

Po powrocie do domu, w przedpokoju będzie mnie witać makrama Sofia w kolorze butelkowej zieleni. Będzie dla mnie wspomnieniem parku, który każdego lata  próbuje wedrzeć się przez okno do mojej sypialni. Sypialnia… chcę, aby sypialnia była oazą spokoju i bezpieczeństwa, i zapewniała mi odprężenie oraz dodawała energii przed kolejnym dniem pracy. Łapacz snów o barwie cappuccino stanie się więc strażnikiem moich snów i dobrego nastroju już od samego poranka.

Lubię kwiaty i zieleń a jednym z moich sposobów na walkę z jesienną chandrą są właśnie kwiaty.

Niektóre z nich hoduję od wielu lat. Paprocie w podwójnym kwietniku makramowym są ze mną przede wszystkim ze względu na ich dobroczynny wpływ na mikroklimat w domu.

W ponure dni stawiam kwiaty nie tylko na parapetach okiennych, ale także na meblach w pokojach. Cieszą moje oczy, bo zwykle lądują w kolorowych doniczkach ceramicznych, które same w sobie są interesującą ozdobą. Wrzosy wieszam w intrygującym kwietniku z plastrem drewna. Przygotowuję też kolorowe tace ozdobne  z żywicy epoksydowej, na których układam  lśniące, brązowe kasztany. Zapalam mały kominek, na którym kładę sojowy wosk zapachowy o charakterystycznym aromacie sosny i cytryny udekorowany fioletowymi kwiatuszkami suszonego wrzosu. Staram się przez to stworzyć choćby małą namiastkę pachnącego lasu, która pomaga mi odprężyć się i zrelaksować.

Na jesienne, długie wieczory mam kilka sprawdzonych sposobów, które pozwalają mi zapomnieć o szarudze za oknami, zrelaksować się i uciec od jesiennej chandry.

Pierwszy pomysł to interesująca książka czytana przy filiżance pachnącej herbaty owocowej. Podczas czytania bardzo ważny jest dla mnie odpowiedni nastrój panujący w pokoju. Staram się stworzyć go między innymi poprzez otaczanie się wyjątkowymi drobiazgami, jak na przykład piękne, praktyczne podkładki pod kubki czy artystycznie wykonane zakładki do książek.

Co wieczór moją herbatę stawiam na którejś z romantycznych podkładek pod kubek z zestawu retro vintage decoupage lub Mandala white.

A jeśli chodzi o zakładki do książki, których mam kilka, to moimi ulubionymi są: zakładka do książki Listki, decoupage, Listek#2 czy makrama.

Dobry nastrój kreuję poprzez klimatyczne, ciepłe światło, które według mnie jest idealnym rozwiązaniem na chłodne, deszczowe wieczory. Oświetlające salon, przytulne promyki pochodzą z pięknych, wykonanych hand made, a więc niepowtarzalnych lampionów makramowych, abażuru w stylu boho oraz świec zapachowych, z serii świeca sojowa Skarby Jesieniary lub świeca sojowa Skarby Jesieniary Głowa o przecudnym zapachu pergaminu (!), bursztynu, tabaki, paczuli, drzewa sandałowego i nuty wanilii. Jednym słowem – zwykle czeka mnie uczta zapachowa podczas czytania.

W salonie połączyłam delikatne, światło o żółtej, ciepłej barwie, jakie daje  oryginalny abażur i ozdobne lampiony (które oczywiście postawiłam w kilku miejscach pokoju, ponieważ są jego przepiękną ozdobą), z głębokim kolorem starego złota makramy. Udało mi się przez to wprowadzić do salonu atmosferę tajemnicy i oryginalności, która sprawia, że czytanie książki w tak przygotowanym pokoju staje się prawdziwą przyjemnością.

Naturalnie o tej porze roku nie zapominam o jesiennych świecach zapachowych, których uzbierałam już małą kolekcję (ponieważ przepadam za zapachem każdej z nich ;)). Dzięki ich słodkim i „smacznym”zapachom, które kojarzą mi się z miłymi chwilami, mogę się wyciszyć, odprężyć i zanurzyć w głąb własnych przemyśleń i emocji.

W zależności od zmęczenia, nastroju i poziomu stresu, funduję sobie aromaterapię na bazie naturalnych olejków zapachowych z sojowych świec i wosków (które odkryłam niedawno, ku mojej wielkiej radości).

Podczas domowej aromatoterapii udaje mi się zatrzymać na chwilę, świadomie oddychać, a potem… zanurzyć w wakacyjnych wspomnieniach.

Najczęściej relaksuję się przy:

  • aromacie świec z zestawu świec sojowych zapachowych zawierających dobroczynne naturalne olejki eteryczne np. z drzewa różanego, lawendy, trawy cytrynowej i innych. Po takiej sesji mija mi ból głowy wywołany nadmiernym stresem, jestem odprężona i wyciszona;
  • mini świecy sojowej Jesienny Mood w eleganckim szkle ozdobnym z pokrywką, które wygląda jak mały kryształ. Z bogatej kolekcji aż 22 (!) kompozycji zapachowych wybieram najczęściej „rozgrzewające” aromaty, jak np.: Grzane wino, Cynamon czy Orient, które pomagają w walce ze zmęczeniem, koją nerwy i harmonizują umysł.

Zdradzę Wam moje dwa ostatnie odkrycia, jeśli chodzi o zapachy i tworzenie pozytywnej energii w domu jesienią.

Otóż, od niedawna, używam zapachowych wosków do kominka, wykonanych z naturalnych składników. Na jesień szczególnie trafnym wyborem są dla mnie: wosk sojowy listki Skarby Jesieniary i rzepakowe woski zapachowe np.: Jazz z akordem whisky. Ich aromaty otulają cały pokój i idealnie wpisują się w moje jesienne wieczory.

Drugim odkryciem są wykonywane hand made zawieszki i tabliczki zapachowe. Wieszam je w szafach, wsuwam na półki między swetry czy pościel. Dzięki tabliczkom z naturalnymi olejkami zapachowymi, wnętrza moich szaf i szuflad subtelnie pachną przez wiele tygodni miętą i rozmarynem.

Jesienne popołudnia i wieczory staram się mieć dobrze zaplanowane, tak, aby nie mieć czasu na nudę i zbędne, smutne rozmyślania. Jednym z moich hobby są wszelikego rodzaju robótki ręczne. Podczas wyszywania czy nauki makramy naprawdę się odstresowuję, zapominam o kłopotach i przede wszystkim…nie spieszę się.

Jeśli uznam, że wykonany przeze mnie haft lub makramę trzeba spruć, to robię to i zaczynam pracę od nowa. Wykonywanie rękodzieł w domowym zaciszu można rozpocząć od serii zestawów do nauki i doskonalenia swoich umiejętności. Myślę tu między innymi o  zestawie do nauki haftu płaskiego – Koniec lata, Lawendowy lub zestawie do nauki makramy – makrama box czy kwietnik podwójny. W ten prosty sposób skupiam się na igle, nitce czy sznurku, co pozwala mi  odciąć się od codziennych problemów. 

Jednym z najskuteczniejszych sposobów na odprężenie i walkę z jesienną chandrą jest dla mnie wieczorna, relaksująca kąpiel, niczym w prawdziwym SPA. W miły nastrój wprowadzam się przy blasku świec sojowych i unoszącego się nad wanną zapachu kuli kąpielowej Tangerynka i Geranium lub Eukaliptus i Pomarańcza.

Kojący zapach uwalniających się z kuli olejków eterycznych sprawia, że nawet najbardziej napięte mięśnie rozluźniają się, a zmęczenie odpływa. Rewelacyjnym efektem działania kuli jest to, że moja skóra jeszcze długo po wyjściu z wanny jest nawilżona, jedwabista i pięknie pachnie. Po takim relaksie nie mam kłopotów z zasypianiem a moj organizm dostaje odpowiednią dawkę pozytywnej energii, która okazuje się niezbędna już kolejnego poranka, kiedy ze snu budzi mnie dźwięk alarmu mojego budzika.

 

Użyj wyszukiwarki poniżej jeśli jeszcze nie znalazłaś tego czego szukałaś.

1 komentarz na temat „Jesienne umilacze”

  1. Świetny artykuł, masa pomysłów prezentowych na różne okazje. Nikt nie powie, że rękodzieło nie jest piękne 🙂

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zapisz się na newsletter